sobota, 12 stycznia 2013

Niagara Falls! I nie tylko... ;)

No i jest ! Długo wyczekiwane miejsce, jakim jest Niagara Falls !
Na miejscu znaleźliśmy się o poranku, było stosunkowo chłodno, lecz po chwili, po tym co zobaczyliśmy było Nam zdecydowanie gorąco :)

punkt widokowy
Pozwolę sobie przybliżyć Wam temat tego miejsca. Otóż znajduje się ono na pograniczu United States Of America i Canady. Granicą jest rzeka Niagara, a Niagara Falls, to miasto w prowincji Ontario.
Z punktu widokowego widać było Hotele a także Casino, które w porze wieczornej prezentowało się co najmniej kusząco, lecz było za daleko, by je odwiedzić :(


pobliski wiadukt który łączy USA z Canadą

 Podziwianie tego pięknego, cudownego, malowniczego, a także zapierającego dech w piersiach miejsca, zaczynało się od krótkiego seansu filmowego. Następnie podział na grupy, i w drogę!
Po drodze dostaliśmy Poncho (pelerynka). Pierwsza rzecz, która miała miejsce po seansie, to rejs. Zbieraliśmy się na dwupoziomowym promie, który płynął kawałek za wodospad, i wracał. Także był czas na zdjęcia, filmy, podziwianie z bliska tego cudownego miejsca....


O, moje ulubione! ;)
 Poncho było bardzo przydatne, bo woda lała się strumieniami!
Trzeba było uważać podczas robienia zdjęć, gdyż chwila nieuwagi mogła spowodować zalanie sprzętu, co byłoby smutnym doświadczeniem. Nie wiem, czym wówczas robiłbym dokumentację ;P

Niagara "z góry"


Po rejsie udaliśmy się na spacer w rejony wodospadu, gdyż istniała taka możliwość, i grzechem byłoby nie skorzystać. Ogromne, potężne, szalenie wściekłe strumienie wody były na wyciągnięcie ręki! Woda tym razem była bezlitosna, gdyż mimo ponch'a byłem przemoczony... Ale to nic, warto było!


kawa musi być!
Był czas na kawkę, na spacer, na zdjęcia...
Można było usiąść na ławeczce, delektować się szumem spadającej wody, i podziwiać zachód słońca... co, rzecz jasna robiłem przez większość tamtego wieczora :)

A tutaj coś specjalnego, coś dzięki czemu też przez chwilę tam będziecie!





z punktu widokowego


Na to miejsce mieliśmy cały dzień, aż do zachodu słońca...
I przyznam, że wieczór był tam najpiękniejszy!
Zachodzące słońce... ostre, złote promienie, które pochłaniała spieniona, wściekła woda...
Promienie bezlitośnie przecinające parującą wodę, promienie które wydobywały się, jakby ze złotej dziury w sklepieniu i ukazywały prawdziwe piękno o zachodzie...
Kurcze, musielibyście to zobaczyć!





I na zakończenie krótki, wieczorny filmik!



Czułbym się co najmniej źle, podle i okrutnie, gdybym w swoich wspomnieniach zapomniał o...
No właśnie, domyślacie się ?!

W sumie, skąd mielibyście wiedzieć, wybaczcie...
Pierwszy z Nich!
Przyszły chirurg, były Łysy, dobry housekeeper, i jeszcze lepszy kucharz!
Przedstawiam Wam Mikołaja!

Mikołaj!


Mikołaj miał ze mną ciekawie, co najmniej! Te wszystkie konsultacje chirurgiczne po wypadkach itp. tylko z Nim!
Nie sposób też zapomnieć o... spaniu synchronicznym!





To się nazywa układ, każdy spał i w miarę się wyspał :D

A teraz pora na drugiego towarzysza! Zapalony rowerzysta! Człowiek z poczuciem humoru, był chyba najbardziej ogarnięty z Naszej trójki ;P 

Zbudzony w środku nocy, potrafi bardzo dobrze opatrzyć ranę, dacie wiarę?!
No i nie sposób zapomnieć... najlepszy kelner:D

Mój imiennik - Misiek !


Misiek!


Z Miśkiem co prawda spania synchronicznego nie mogliśmy praktykować, gdyż przesiadywał z pewną kobieciną... turystką po 40, tak dla jasności!

Był Naszym fotografem, co zresztą widzieliście na poprzednich zdjęciach :)

Na szczęście, co bardzo mnie cieszy, wśród wszystkich zdjęć, znalazło się jedno wspólne, aż miło się wspomina... ;)



Triple M - Michał Michał i Mikołaj
;)


Zapraszam Was na kolejny wpis !
8 days at NYC !

3 komentarze:

  1. Dzięki za filmik!
    Szkoda, że podróż się skończyła :(
    dzięki za wrażenia ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. To koniec tylko pewnego etapu... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no no, mam nadzieję że jeszcze coś niedługo dodasz :)

      Usuń