niedziela, 10 listopada 2013

Me vs. autumn and old man...

Nie było mnie dawno, wiem, zawiniłem. Lecz brakowało mi pisania, dzielenia się z Wami nowościami. 

Wakacje, przepracowane, studia znów się zaczęły, a brak czasu, by wszystko pogodzić, może być tylko wymówką, którą niestety "karmiłem" sam siebie jakiś czas. Ale potrzeba tworzenia, działania i przyjmowania krytyk jak i pochwał, była silniejsza, więc do dzieła!



Wspomniałem we wpisie na blogu kulinarnym http://tastefulmeal.blogspot.com/2013/11/pizza-pizza.html co ostatnio absorbowało znaczną większość mojego czasu.



Zatem osoby zaciekawione tym, co się działo, a działo się sporo, zapraszam do art. w linku. :)



A teraz do sedna, bo wpis czeka!



Jak wiecie, dla fotografów, jak i pasjonatów spacerów i pięknych miejsc, jesień to najpiękniejsza pora roku. Liście, ich kolory, ostre, zachodzące słońce... czego chcieć więcej!




Jest to świetna pora na zdjęcia plenerowe z modelką, modelem, nowożeńcami, gdyż pogoda, choć czasem wietrzna i z pozoru nieprzyjemna, może przynieść wiele radość podczas zdjęć!



Wybrałem się na "fotograficzny spacer" do Parku Oliwskiego. Trochę z tym zwlekałem, na czym rzecz jasna straciłem, bo ominęła mnie spora, jak nie znaczna część Naszej pięknej, polskiej jesieni...



Już na samym początku zaczęło się ciekawie, kolorowo i trzeba było działać szybko, co by ptaszki nie uciekły!


Starałem się odwiedzić wszelakie zakamarki, które prezentowały się wyjątkowo w tej aurze!
Chociażby takie miejsce, jak ponieżej, idealne na chwilę odpoczynku, spokojnej rozmowy, kontemplacji...


Spacerowałem po prawie cały Parku Oliwski,  nie byłem ograniczony czasowo, więc mogłem sobie na to pozwolić. 

Zabawnym jest to, że poniższe zdjęcie wykonałem dopiero podczas, bodajże trzeciego przemierzania tej samej ścieżki, gdyż wcześniej nie dostrzegłem tej kartki z "Kuriera dla seniora". 

Niestety nie powiem Wam, co ciekawego pisali, gdyż w głowie miałem kolejne miejsca i kadry ;)


Było też smutno, a to dlatego, że na zdjęciu poniżej dostrzec można specyficznie pnące się w górę drzewa. A ja nie miałem ani nic super szerokokątnego, ani "rybiego oka" i trzeba było kombinować. 
Myślę, że choć w pewnym stopniu sprostałem temu zadaniu, hm ? 



Tyle liście, tyle kolorów i tyle samo prób, jakby to uchwycić, żeby było ciekawie. To prawie jak zrobić coś, z niczego, prawda ? 

Było kucanie, był aparat w liściach, ale i są efekty!




Na zakończenie, podzielę się z Wami sytuacją, ktróra miała miejsce tuż na wejściu do parku.
Mianowicie, wchodząc bramą, miałem torbę na ramieniu i już gotowy do pracy aparat w dłoni. Przystanąłem na chwilę tuż za bramą, aby pomyśleć, gdzie na początek pójść...

Moja chwila namysłu została przerwana w momencie, w którym starszy mężczyzna, schludnie ubrany, ustał tuż obok mnie, złapał za rączkę torby delikatnie ją unosząc, po czym powiedział : "Ciężkie to ? Nie bolą Pana plecy ?"

Mojej zaskoczenie było dość duże, gdyż była to sytuacja trudna do przewidzenia.
Spojrzałem na owego człowieka, po czym odpowiedziałem, że "nie. to tylko fotograficzny spacer, więc za wiele nie potrzebuję."

I tak zaczęła się kilkunastominutowa konwersacja.
Jak się okazało, owy mężczyzna miał lat... 90! A przypisałem mu 70-75, tak się dobrze trzymał.
Fotograf, pasjonat przyrody i długich spacerów.
Zaczynał od aparatów typu Zenith, miał doczynienia z obiektywami o wadze kilku kg, i nie były to żadne szkła typ 600mm f/4, tylko podstawowy asortyment, jak to dawno, dawno temu.

Rozmowa zmieniła swój bieg od wagi torby, poprzez lustrzankę, do życzenia miłego dnia.

Żałuję, że nie zapytałem o zgodę i nie zrobiłem Mu zdjęcia. Byłby to, wg. mnie, mocny portret, gdyż z twarzy tego człowieka można było wyczytać, doświadczenie, długą historię życia, jak i szczęście, przez te śmiejące się oczy.

Próbowałem go znaleźć w parku, chciałem zapytać o zdjęcie, porozmawiać, dowiedzieć się jeszcze więcej, lecz nie udało się.
Było mi z tego powodu trochę przykro, ale i wyciągnąłem z tego wniosek, że jak coś przyjdzie nam do głowy, jakiś pomysł i wiemy, że ma on sens, realizujmy go od ręki, bo inaczej tylko tracimy...

Wziąłem sobie również do serca radę tego człowieka, która brzmi :
"Panie! Pan tego nie nosi, na ramieniu, to się o biodro obija!
Jak tak dalej będzie Pan robił, to gwarantuję Panu, że nie dożyje Pan moich lat! A mam ich 90...".
;)

sobota, 11 maja 2013

I left my heart at New York...

Odkąd wróciłem ze Stanów Zjednoczonych, minęło ok 8 miesięcy i od tego czasu, na każdym kroku wspominam sobie NYC. Ogólnie inne miejsca w USA były zachwycające, lecz w Nowym Yorku było coś jeszcze, i właśnie dlatego do tego miejsca wracam najczęściej wspomnieniami... 
Jestem w drodze do domu, do Kwidzyna i już od samego rana, od przebudzenia się, towarzyszy mi obraz stolicy świata...
Wstając z łóżka zerkam przez okno, a tam, osiedle szare niczym burzowe chmury, ludzi którzy już wyszli z domu, mogę policzyć na palcach jednej dłoni, a samochody, jakby zamarły.
I przenoszę się prędko myślami do mieszkania na 90 Gold St. Bo tu mi się nie podoba, bo we wszystkim mszukam podobieństwa, chociaż najmniejszego, które pozwoli mi uwierzyć, że tu nie jest źle, że tu też jest ładnie...




Tymczasem myjąc zęby, myślami zaparzam sobie filiżankę czarnej arabici, biorę "świeżego" New York Times'a i idę na balkon z widokiem na Brooklyn Bridge, na Freedom Tower, na dolny Manchattan...
I tak cały czas, dzień w dzień. Idąc na tramwaj na ul.Płocką, wmawiam sobię, że idę na nowojorskie metro na Fulton Street...


Jadę do Gdańska Głównego, w sobotni poranek, gdyż wracam do domu, lecz myślami jestem pasażerem subway'a którego opuszczę w okolicach Times Square, gdzie pospaceruję Brodway'em do zachodniej części Central Parku, bo tam chcę spędzić ten słoneczny dzień...
Czar pryska za każdym razem, kiedy uświadamiam sobie, że jeszcze nie dziś, że jeszcze nie teraz jest mi dane, by tam być, mieszkać i żyć.


Spotkałem się z wieloma opiniami na temat tego miasta, żę piękne, ale za dużo ludzi, że ładne, ale za tłoczno, że brudne i drogie... itd. 
Przypominam sobie każdy dzień, ktory tam spędziłem z dokładnością co do godziny i zgadzam się, że to miasto jest piękne, gdyż do postrzegania go w taki sposób przyczynili się tylko ludzie. 
Jest dużo ludzi, z całego świata, taki tygiel kulturowy, ale właśnie to mi się podoba! Dużo ludzi, dużo możliwości, a że tłoczno, to co ? To miasto żyje 24/7 i to właśnie czyni je wyjątkowym, to że tamtejsi mieszkańcy chodzą szybciej niż niektórzy biegają, i właśnie taki szybki tryb życia baaardzo przypadł mi do gustu, gdyż odnalazłem się w tamtejszym miejscu, w sposobie ich bycia... Jak to mówią,
"live fast die young"( oczywiście żartuję;) )


Te wszystkie rzeczy, którymi się z Wami podzieliłem sprowadzają się do jednego...
Mianowicie do mojego planu, który zakłada, by po obronie pracy inżynierskiej udać się tam na minimum rok :)
Plan już jest, kontakty są, no i przedewszystkim motywacja, jakiej śmiem twierdzić, wcześniej nie znałem. 


Śmieszne to uczucie, bo tak samo tęsknię za NYC, jak tęskniło się za pierwszą miłością, z tą różnicą, że...
Dokończcie sobie sami... ;)


I znów wróciłem na ziemię, zaraz będę w domu. A było tak dobrze...
Ale mam zdjęcia, mam wspomnenia, mam jazz i Alicie Keys, śpiewającą "(...) There's nothing you can't do
Now you're in New York
These streets will make you feel brand new
Big lights will inspire You (...)" ;)




piątek, 1 marca 2013

Birthday time!

Postanowiłem stworzyć blogowe podsumowanie dnia, który istnieje, ale nie co roku. Dnia, który był dziś, i tak samo, będzie jutro. Dnia w którym się urodziłem - 29 lutego. :)

Niby jest, ale co 4 lata, i jak tu świętować ? Urozmaicam sobie okres oczekiwania na kolejny rok przestępny, obchodząc urodziny raz 28 lutego, raz 1 marca, i tak na zmianę, aż do oczekiwanego 29 lutego :)

Nie zmienia to faktu, że jestem bardzo wdzięczny osobom, które o mnie pamiętały. Nie ważne, czy dlatego, że przypomniał im o mnie facebook, czy znajomi, czy mieli zapisane w kalendarzu.
Każde życzenia, i te publiczne, te prywatne, sms'owe i z rozmowy telefonicznej były dla mnie bardzo miłe, i cieszę się, że je otrzymałem, usłyszałem, przeczytałem! 


Życzono mi zdrowia, co bardzo mi odpowiada, gdyż uważam, że jest ono bardzo, bardzo ważne! Choć jest to temat oklepany, to w takim momencie, nie ma to znaczenie, przynajmniej dla mnie, gdyż zawsze sam go życzę! ;)

Życzono mi spełnienia marzeń... Cieszy mnie to, gdyż chciałbym, aby to życzenie się spełniło! Serio, mam tyyyle marzeń, które chciałbym zrealizować, że zacząłem sobie je zapisywać, co nie zapomnę któregoś zrealizować, jak nadarzy się ku temu okazja ;)
Chciałbym np. napisać książkę, chciałbym skoczyć ze spadochronem, chciałbym zdobyć Mount Everest, chciałbym uprawiać wspinaczkę na skałach w Południowej Carolinie, chciałbym nauczyć się mandaryńskiego, chciałbym potrafić się odpowiednio zaprzeć w dążeniu do celu... Oj wiele bym chciał... ;)

Życzono mi dużej ilości pieniędzy... czy aby na pewno chciałbym ich tyyyle mieć ? Sam nie wiem, samochodu nie potrzebuję, bo mam nogi, mam rower, mam komunikację miejską, a także lubię biegać... Zegarek ? mam taki fajny od rodziców. Dostałem na 18 urodziny z takim mega grawerem na spodzie! Prywatna szkoła ? niee... po co ?  W ogóle po co rozpatrywać to pod względami materialnymi ? Myślę, że nie ma co rozwijać tego wątku. Wystarczyłoby mi, polecieć sobie tak raz w miesiącu do nowego miejsca, tak na 3-7 dni, i to tanimi lotami, bo po co inaczej! A że to nie jest wiele, to mogę mieć te pieniądze, przynajmniej oddam komuś, kto będzie ich bardziej potrzebował ;)

Życzono mi, bym był szczęśliwy. Jestem! Mam świetnych znajomych, mam wiele pasji, które chcę rozwijać! Gotowanie, fotografia, koszykówka, nauka języków obcych, podróżowanie, pisanie, czytanie, wspinaczka, taniec... i jeszcze parę rzeczy :) A przede wszystkim mam najwspanialszą rodzinę po słońcem! Są ze mną cały czas, czy jest dobrze, czy jest źle. Czy Michał osiągnie jakiś sukces, czy też wpakuje się w jakieś bagno, to nie ma znaczenia, gdyż są przy mnie cały czas!
Zatem na brak miłości i szczęścia nie mam co narzekać ;)


Życzono mi, bym zachował swój optymizm... Bardzo fajnie było otrzymać takie życzenie, tym bardziej, kiedy ktoś stwierdza, że mam go więcej, niż wszystkie osoby mieszkające razem, które czasem odwiedzam ;)  W sumie, trudno mi powiedzieć coś więcej w tym temacie, aczkolwiek wiem na pewno, że bardzo miło jest być postrzeganym i odbieranym przez otoczenie jako postać optymistyczna, wesoła i radosna. Może nie tyle, co dusza towarzystwa, nie tyle, co gwóźdź programu każdego spotkania, ale jako osoba, która choć taką małą malutką maciupcią odrobinkę, coś znaczy dla każdego z osobna, która odegrała większą, bądź mniejszą rolę w czyimś życiu... Świetne uczucie ;)

A na koniec... takie cudo przygotowały dla mnie siostry! Wielbiony przeze mnie tort z kremem, rumem i podsmażanymi migdałami... I te 21 świeczek w kształcie serca... Chyba mnie kochają :D



sobota, 2 lutego 2013

Croatia - goodbye...

Ruszamy dalej! Wiatr w żagle, za ster - witaj przygodo! 


Przed nami następująca trasa :
 Bisevo (Błękitna Grota) (E) - Vis (Vis) (F) - Hvar (G) - Sv. Klement (H) - Brać (Milna) (I) - Trogir (J)


Kolejnym miejscem, do którego się wybrałem była wyspa Bisevo, a konkretniej mówiąc - Modra Spilja. Krajobraz... baśniowy! Główną atrakcją jest Błękitna Grota, którą wypełniało błękitne światło. Co lepsze w pobliżu nie było żadnego portu, a jachtu nie można było zakotwiczyć. Tak więc w dość sporej odległości od groty zakotwiczyliśmy jacht no i... na ponton. 

Powiem Wam, że pierwszy raz kierowałem pontonem, kiedy były w nim jeszcze 2 osoby. Trochę to zajęło, zanim tam dopłynęliśmy, ale to nieistotne ;)

Błękitna Grota od wewnątrz

Po wizycie w Błękitnej Grocie, udaliśmy się w dalszy rejs... Co najlepsze, czekała Nas teraz kąpiel w zatoce... I powiem, Wam, że to było cudowne doświadczenie!



Skakałem sobie z jachtu, pływałem, pod nim i dookoła niego, aż się zmęczyłem, a co wtedy ?

Wtedy rozkładałem ręce i dosłownie "leżałem" na wodzie, dzięki odpowiedniemu zasoleniu ;)

Bardzo miło wspominam pływanie pod powierzchnią, gdyż widać było, co jest na dnie!
  A to zatoczka, do której nie dało się wpłynąć jachtem, więc ok 100m trzeba było... przepłynąć. Do wyboru był ponton, lub hart walki i dowolny styl pływacki :)
Na zdjęciu powyżej w oddali widać mój jacht, na na skos po prawej w górę widać szczyt skarpy...

z której skakano do wody! Dacie wiarę ? 

Do dziś żałuję, że nie zebrałem się na odwagę i nie skoczył, bo zapewne poniżej widniałby teraz filmik z tego skoku... No nic, następnym razem ;)


 muszelki przyklejone były do murku, taka ozdoba :)

Po kąpieli czekała Nas ląd... Na tej wyspie jest najlepsze Chorwackie winą, więc grzechem byłoby go nie spróbować, tudzież kupić parę butelek na jacht...


Po najlepszym winie w Chorwacji i spacerach ulicami wyspy, wróciłem na jacht.

Kolejna noc, bo pięknym niebem, które "udekorowane" było lśniącymi gwiazdami... 

Następnym dzień zapowiadał się ciekawie, gdyż na początek odwiedziłem bunkry, które - uwaga ! - mogły pomieścić 100 metrową łódź podwodną! Wyobrażacie to sobie ?

Bunkry były częścią wyspy, na której spacerowałem w upale parę godzinek...



To był baaaardzo leniwy dzień. Tak więc, nie będę się o nim rozpisywał ;)

Aczkolwiek jako ciekawostkę dodam, że wyspa Hvar, którą odwiedziłem, jest zwana lawendową i posiada największą liczbę słonecznych dni w roku!
Jest bardzo bogata w zabytki, z czasów wpływów weneckich. Bardzo zachęcające były marmurowe uliczki, lecz niestety nie mam zdjęć, które nadają się do publikacji :(

A to moje ulubione zdjęcie z rejsu! Śmieję się, że dzielnie mogłoby znaleźć się na kartce pocztowej z Chorwacji ;)


Ruszyliśmy do Splitu.

Właśnie w tym miejscu Rzymski cesarz Dioklecjan wzniósł swój pałac.

Powiem Wam, że to jedno z miejsc, które ma aż tyle zabytków, a ja w nim byłem :P

Miasto samo opowiada swoją historię. 

Poniżej zdjęcia zabytkowych pozostałości:



Split słynie także z targu, na którym można zakupić najlepszą oliwę, zioła, sery, nalewki i wina!

A powiem Wam, że niektóre były na prawdę wyśmienite!
Co lepsze, na targ zjeżdżają się mieszkańcy okolicznych wysp ;)

Zbliżał się koniec rejsu...
Pożegnaliśmy Split i pożeglowaliśmy do mariny Seget w Trogirze.

Trogir był równie ciekawy, o czym świadczy jego zabytkowa starówka, wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO!

Idealne miejsce na romantyczny spacer... wąskie uliczki... kawiarenki... ajj, rozmarzyłem się ;)
Co najlepsze, kamienna zabudowa chroniła przed skwarem!


A to już ostatnie zdjęcia z rejsu :

mostek 

 jedno z podwórek ;)



Ahoj! ;)

wtorek, 29 stycznia 2013

Croatia - the best proposition for sailing!

Trasa rejsu :
Sibenik (A) - Skradin (Wodospady Rzeki Krka) (B) - Primosten (C) - Vis (Komiza) (D) - Bisevo (Błękitna Grota) (E) - Vis (Vis) (F) - Hvar (G) - Sv. Klement (H) - Brać (Milna) (I) - Trogir (J)





Chorwacja jest położona w Południowej Europie nad Adriatykiem. Graniczy m.in. z Bośnią i Hercegowiną, Węgrami, Słowenią.
Jest miejsce na prawdę pięknym, malowniczym, gdzie ludzie żyją swoim własnym życiem, tak jak im się podoba. Na wodach mnóstwo jachtów, żaglówek i motorówek. A woda ? Idealnie przejrzysta o zasoleniu które pozwalało leżakować na jej powierzchni, mówię Wam, coś cudownego!
Co jeszcze ? Bliżej niż USA, inni ludzie, inna kultura, inne trunki... Inne życie!

Spędziłem tam tydzień czasu. Tam - mam na myśli jacht, którym żeglowałem po Adriatyku. Każda nocka w innym miejscu, a całe dnie, głównie spędzone na żeglowaniu. Jako, że ciężko było na początku przystosować mi się do spania wewnątrz jachtu, postanowiłem spędzić pierwszą noc na rufie, pod gołym, pięknie ugwieżdżonym niebem... Od tamtej pory, nawet nie myślałem, że spędzę choć jedną noc na dole ;)


Mój "dom" na najbliższy tydzień :
Oceanis 411 (zdjęcie z internetu, wybaczcie)


Rozpoczynając rejs w Sibeniku wpłynęliśmy w kanion rzeki Krki. To co było dookoła, było czymś cudownym... Nie wiedziałem, czy patrzeć w lewo, czy w prawo, która strona bardziej mnie zachwyca... Próbowałem nawet szybko się kręcić dookoła, by mieć ciąg nieprzerwanego obrazu, lecz to był zły pomysł :P  Żeglowaliśmy do uznanego za żeglarskie miasteczko Skradinu. Co przykuło moją uwagę ? Znajdujące się tam konoby! A Co to są, te konoby... Na pewno nie są to restauracje, na pewno nie są to sklepy sieciowe... Są to lokalne, prywatne knajpki, gdzie można skosztować lokalnego wina, wódki itp. rzeczy! A co lepsze... można za darmo degustować! Pomyślałem, że chętnie spróbuję sobie lokalnych specjałów w konobach... No i powiem Wam, że dość trudno było za pierwszym razem określić, czy dany trunek jest dobry, czy nie. Więc czasami podejść było więcej niż jedno. A że wybrzeże długie, a konob wiele... sami wiecie ;)
Pierwsza nocka była na jachcie w marinie... lekko bujało, troszkę wiało... a jak cudownie się zasypiało!

Dopływając do pierwszej Mariny, wieczór był cudowny!
Sunset ;)

W Marinie było wiele łodzi. Jedząc na powietrzu na rufie kolację przy winie i świecach chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie! Lecz po kolacji zdecydowałem się na spacer, którego efekty widzicie poniżej ;)

Cudo!
Restauracja w marinie!

A po nocy, dzień drugi...
...ruszamy dalej!
Początek drugiego dnia, to zwiedzanie wodospadów, z których nie mam zdjeć..., ale mam z okolic! :)

Do parku z wodospadami rzeki Krka dopłynęliśmy promem pasażerskim, na który przesiedliśmy się z jachtu. A tego pana, spotkałem po drodze ;)
Rybak !
Będąc już na pomoście nie mogłem tak zostawić tej liny, coś w niej dostrzegłem...
Lina ;p

 Miejsce w którym rozpoczyna się podziwianie wodospadów są... kasy biletowe :P
 Zaraz po przejściu kas, wędrowało się laskiem, gdzie można było spotkać Staruszkę sprzedającą przeróżne cuda wianki! Od napoi nieznanego pochodzenia, do jedzenia. 
bo turyści, to zarobek!

Terenu do obejścia było całe mnóstwo... Lecz końcówka była owocne w zdjęcia! I powiem Wam, że tak, jak nigdy wcześniej fotografia zwierząt nie pochłaniała mnie na długie godziny, tak tym razem to miało miejsce...
Ważki! Te stworzonka, przyczyniły się do zmęczenia, zgłodnienia, przemoczenia a także spędzenia ponad godziny aby uchwycić ten jeden moment, aby ten wymyśl kadr w końcu zaistniał!
Efekty poniżej ;)

ważka 1


ważka 2


ważka 3


A ważka nr 4 jest moją ulubioną!
ważka 4

Wodospady były cudowne... te kaskady, ta roślinność... a ta woda,
słodziutka, o czym przekonałem się, przypadkowo biorąc haust wody...


Po wodospadach, kanałem Św. Anny wyruszyliśmy w morze, gdzie po drodze widzieliśmy wykute w skale schrony dla kutrów marynarki jugosłowiańskiej. W mgnieniu oka znaleźliśmy się na błękitnych wodach Adriatyku gdzie z wiatrem żeglowaliśmy do 
Primosten.


Gorące kamienie były utrudnieniem w spacerowaniu przy brzegu, ale po pewnym czasie można było się przyzwyczaić.
Dla takich widoków i takich chwil można chwilę pocierpieć... ;)

O, a tutaj możecie zobaczyć, jaki piękny ukłon w stronę słońca robią te drzewa...



Wybrałem się na spacer uliczkami wyspy, które prowadziły na szczyt wzgórza, z którego widok był na prawdę niesamowity! 
Lecz pokażę Wam inne zdjęcie...


 Przechodziłem koło fryzjera i pomyślałem "no kurcze, muszę to mieć... bez tego zdjęcia dalej nie idę!" No, ale widziałem, że fryzjer miał klienta, był zajęty, więc pomyślałem, że nie będę przeszkadzał. No to idę dalej... Lecz dosłownie po 50 metrach, zrobiłem zwrot i z powrotem do fryzjera. Wszedłem, zapytałem, czy mogę zrobić zdjęcie no i zgoda była!
Uradowany pstryknąłem zdjęcie, po czym zaprezentowałem i... rozmowa się zaczęła.

Pytano mnie skąd jestem, co tu robię itd. itd. po czym dostałem wizytówkę i zostałem poproszony o wysłanie zdjęcia na adres mailowy, bo fryzjer chciałbym je wydrukować i powiesić w zakładzie!
Rzecz jasna, wysłałem ;)


A po całym dniu, wieczorny spacer i powrót na jacht. Udało mi się nawet uwiecznić drogę mleczną ;)


No i zdjęcie ze spaceru





Reszta tej żeglarskiej podróży, już niebawem!

Czeka Nas Błękitna Grota, dużo pływania, poruszania się pontonem i sporo niesamowitych miejsc!
Bądźcie czujni ;)


poniedziałek, 21 stycznia 2013

New York City - last time...

Czytam ulotki, oglądam zdjęcia, dotykam różnych rzeczy...
Budzę się... zaparzam kawę zakupioną w nowojorskim sklepie. Udaję się na balkon, gdzie delektuje się jej smakiem w promieniach wschodzącego słońca i podziwiam tętniące życiem ulice widziane z 14 piętra...
Podziwiam Brooklyn Bridge osaczony promieniami słońca... Planuję dzień, ruszam...
I idę... idę tymi krzykliwymi ulicami...
O poranku, o zmroku... zmierzam donikąd, każdego dnia...
Unosząc głowę, podziwiam wielkość budynków, ogrom ludzkiej pracy włożonej w ich powstanie...
Po czym znów błądzę myślami, podążając nieznanymi mi ulicami, wśród twarzy, nieznanych, podobnych do nikogo, obcych, lecz przyjaznych i dziwnie bliskich...

okolice Central Park'u

Lecz to już tylko wspomnienia... wspomnienia, którymi chcę zaprosić Was na spacer nowojorskimi ulicami :)

W New York City, bądź - zachowując amerykańskiego ducha tego wpisu - City, spędziłem 8 dni.
Byłem tam sam, zupełnie sam. Ma to dobre i złe strony, gdyż miałem czas na swoje kontemplacje, które nie były niczym zakłócane, a także byłem również skazany na robienie wszystkiego samemu, co trochę mnie psychicznie zmęczyło...

Miejscem w którym zatrzymałem się na czas pobytu było wynajęte mieszkanie na dolnym Manhattan'ie. Z jednej strony brzmi to fajnie, ale z drugiej strony stało się tak przez moje nieogarnięcie... Zabrałem się za szukanie miejsca, w którym mógłbym się zatrzymać praktycznie na sam koniec pobytu w USA, co skończyło się porażką. Mieszkanko fajnie zlokalizowane, przytulne, ale kosztowne, bo równie dobrze różnicę za wynajem (gdybym mieszkał we wcześniej zarezerwowanym hotelu) mógłbym sobie spożytkować w inny sposób. No ale cóż, za (...) się płaci :P

widok z balkonu na Brooklyn Bridge

W mieszkaniu "wylądowałem" popołudniu, po powrocie z wycieczki, o której pisałem wcześniej.
Posiliłem się, wykąpałem i udałem się na zapoznanie z okolicą.
Wedle rad właścicieli, dla bezpieczeństwa wziąłem ze sobą tylko dokument tożsamości 20$, no i telefon. Okolica na pierwszy spacer, trochę mnie nie tyle, co przeraziła, ale wprowadziła w obcy mi wcześniej stan. Z jednej strony myślisz "kurde, gdzie by tu pójść, co by tu zrobić... gdzie co jest ?" a z drugiej strony " Stary! Jesteś w New York City! Czy Ty masz tego świadomość?! N Y C ! "
Towarzyszyła mi ta druga strona :) Udałem się na zapoznawczy spacer, nie myśląc o niczym konstruktywnym. W milczeniu zmierzałem uliczkami dolnego Manhattan'u przyglądając się ludziom i sytuacją, które działy się dookoła...


W tym dniu nic wielkiego miejsca nie miało,  poza nowym odkryciem :

Starbucks'owy energy drink!
Wypity przed 22, zapewnił mi bezsenność,
którą spożytkowałem na spacerowaniu i planowaniu kolejnego dnia :P

Nie będę opisywał każdego dnia po kolei bo - szczerze - komu chciałoby się czytać :P
Każdy dzień różnił się godziną powrotu do domu, miejscami jakie odwiedzałem i ludźmi jakich poznawałem.

widok z Brooklyn Bridge na Downtown
(m.in. Freedom Tower)
A to fotka z spaceru Downtown - Brooklyn.
Do Brooklyn Bridge nie miałem daleko, tak więc wykorzystałem to, aby każdego dnia odbyć tam spacer.

Skoro już jesteśmy w temacie spacerów, zerknijcie sobie na zdjęcie poniżej...
Takie atrakcje tylko na Times Square! :D

Wiking!


Jak się dowiedziałem z przewodników, jeśli spacerujesz, jak turysta ulicami NYC, to po Tobie.
I powiem Wam, że dużo w tym prawdy...
Otóż w godzinach szczytu szczytów, ludzie nie idą, nie biegną, ale mkną!
Mkną jak szaleńcy, nie wiadomo gdzie. I jeśli nie będziecie podążać w tempie większości, to Was porwą, jak rzeka... i zabiorą nie wiadomo gdzie!

Nawet późnym wieczorem, to miasto żyje!
Nie to co u Nas... raz na jakiś czas, w nocy sporo ludzi, bo z imprez wracają...
A tam ?! Codziennie tak było, c o d z i e n n i e !

Times Square

Byłem ?!


Byłem :)

A to... też Times Square ;P


Po chwili zastanowienia, uświadamiam sobie, że byłem tylko dwa razy w Central Parku...
Raz, bo akurat byłem w okolicy, a za drugi razem wybrałem się tam z Adrianną na spacer... :P
Trochę żałuję, iż Central Park nie stał się jednym z miejsc planowanych, no ale cóż...
Już go zaplanowałem na tegoroczne wakacje, jak dobrze pójdzie ;)
Imagine
To, co przedstawia powyższe zdjęcie jest nacechowane historią i symboliką.
Jak wiecie "Imagine" to jeden z najbardziej popularnych utworów grupy The Beatles, której autorem jest John Lennon.

Do Central Parku za każdym razem docierałem od tej samej strony, zupełnie przypadkowo :o
Co prawda za pierwszym razem odbiłem z Broadway a za drugim razem udałem się tam metrem :P

okolice CP

Z planowanie czasem się przeliczyłem...
Najbardziej odczułem to, kiedy zdecydowałem się z Penn Station udać się do sklepu The North Face, po plecak. Wiedziałem, gdzie to jest, wiedziałem jak tam dojść, ale nie widziałem, że to aż tak daleko ;/
No i idę...dalej idę... mija godzina... no i jestem, przy sklepie w którym kupuję wodę i idę dalej...
I tak po dwóch godzinach spacerowania słynnym Broadway docieram, zmarnowany i na dodatek dobity rozgadanym sprzedawcą, który prezentując mi produkty firmy, wtrącił tam pół swojego życiorysu... Aczkolwiek wesoło wspominam tą wizytę: )


Poniższe zdjęcie pozwolę sobie przedstawić w większym niż dotychczas formacie z pewnych powodów :)
Wiadomym jest, że będąc fanem Apple musiałem udać się do Mekki przy 5th Avenue...
Ludzi pełno, produktów pełno...
A wrażeń jeszcze więcej!
Lecz o tym innym razem :)



Pozwalałem sobie na odrobinę przyjemności, każdego wieczora...
Ciężki dzień, więc się należy!
Poniżej przedstawiam Wam najlepsze lody, jakie dotychczas jadłem, poważnie!
Ben&Jerry's... takie małe w rozmiarze, a takie wielkie w smaku!
Szkoda, że u Nas ich nie ma :c


<3


Na Port Authority Bus Terminal trafiłem przypadkowo :D
Zmierzał do kolejnego celu i zabłądziłem... A, że nie od USA bliska memu sercu jest zasada "Kto pyta, nie błądzi" śmiało pytałem, kogo tylko napotkałem! 
I powiem Wam, że to jest piękne. Kurcze, z jednej strony można walczyć z mapą, ulicami, i nic nie wyjdzie, a jak kogoś zapytamy to jest od razu łatwiej!
A pytanie ma też inne dobre strony, a co! 
Wiecie, możecie zapytać, podziękować i pójść... albo możecie zapytać, porozmawiać.. i pójść z ładną dziewczyną na kawę ! :D
Ale o tym Wam nie opowiem :P 

Pamiętajcie, pytajcie! :)


Port Authority Bus Terminal

Zbliżając się do końca pobytu, w rocznicę, 9/11 wybrałem się do miejsca poświęconego pamięci ofiar WTC.
Uznaję takie miejsce, szanuję je, lecz osobiście mam odmienne zdanie na temat teorii, która mówi o przyczynie tej tragedii...

9/11 memorial

9/11 memorial

Miejsce odwiedziłem, jak już wspomniałem w dzień rocznicy. Towarzyszyły mi różne emocje... lecz głównie było mi smutno. Bo kurcze nie mogłem tego pojąć, dlaczego w dążeniu do działań, które wyznacza sobie rząd giną niewinni obywatele... Osobiście nie podzielam teorii o zamachu, ale nie będę o tym pisał, nie teraz...


9/11 memorial


Przestrzeń miejsca upamiętniającego WTC jest ogromna... Powiem Wam, że nie zdawałem sobie sprawy, że fundamenty na których zbudowano upamiętniające pomniki są tak ogromne. 
Zerknijcie sobie na nie za pośrednictwem Google Earth, widać je doskonale.


9/11 memorial


Już teraz zapraszam Was do kolejnego miejsca, jakim będzie... Chorwacja! :)